Co ma wpływ na nasze dzieci? Jaki wpływ mamy my sami?
Dla małych dzieci cały świat to jeden, wielki, ukochany uniwersytet, a dorośli, zwierzęta, rośliny i… ot, choćby cień na ścianie - to najwspanialsi profesorowie. Dlaczego tak jest? Znany niemiecki neurobiolog Gerald Hüther wspomina w jednym ze swoich opracowań, że:
„Małe dziecko osiąga stan maksymalnego zachwytu od dwudziestu do pięćdziesięciu razy dziennie. W mózgu dochodzi wówczas do aktywacji ośrodków odpowiedzialnych za emocje. Znajdujące się tam komórki nerwowe mają długie wypustki sięgające innych części mózgu. Zakończenia tych wypustek uwalniają całą mieszankę neuroplastycznych substancji semiochemicznych. Substancje te sprawiają, że połączone skupiska komórek nerwowych prowadzą wzmożoną produkcję niektórych białek wykorzystywanych do rozrostu nowych wypustek, wytwarzania nowych połączeń oraz utrwalenia i stabilizacji tych połączeń, które aktywizowane są w mózgu w celu rozwiązania jakiegoś problemu lub przezwyciężenia nowego wyzwania. Dlatego właśnie człowiek staje się coraz lepszy w tym, co robi z zachwytem. Każdy mały przypływ zachwytu prowadzi w pewnym sensie do powstania w mózgu swoistego autodopingu. W ten sposób produkowane są substancje wykorzystywane do wszystkich procesów rozwoju i przebudowy sieci neuronowych. Jest to nad wyraz proste: mózg rozwija się w zależności od tego, co i w jaki sposób stymuluje jego zachwyt”.
I to wszystko oznacza, że człowiek szybciej i lepiej się uczy, kiedy jest szczęśliwy.
Jarosław Kordziński
Komentarze
Prześlij komentarz