14 lutego miłość tryska, szczęście kipi,
nikt nie robi kwaśnej minki,
w końcu to są walentynki.
Prof. Jan Miodek: Praźródeł dzisiejszych walentynek należy upatrywać w starożytnym Rzymie, gdzie 14 i 15 lutego obchodzono święto płodności – luperkalia (od Luperkusa – bóstwa płodności).
A i ptaki zaczynały wtedy miłosne zaloty.
W IV wieku religią państwową stało się chrześcijaństwo i ono ostatecznie – decyzją papieską – ustanowiło 14 lutego świętem męczennika Walentego. Najprawdopodobniej męczenników o takim imieniu było kilku, a jeden z nich miał uzdrawiać ludzi cierpiących na epilepsje, stał się więc – zwłaszcza w kulturowym kręgu germańskim - patronem chorych na padaczkę. Dlatego niektórzy – co z językowego punktu widzenia jest bardzo ciekawe – przyczyn owego patronatu upatrują w słowie fallen – znaczącym po niemiecku tyle, co „padać”, a wiadomo, że objawem epilepsji – padaczki – jest m.in. przewrócenie się, upadek na ziemię.
Pierwszy o 14 lutego – dniu św. Walentego i dniu zakochanych – napisał ojciec literatury angielskiej Geoffrey Chaucer w poemacie „Sejm ptasi” z roku 1382. Wróciliśmy zatem w tym krótkim rysie historycznym do ptaków...
U nas walentynki stały się znane dopiero na początku lat 90. ubiegłego wieku. Przedtem – przez wieki – funkcję do nich zbliżoną pełniła Noc Kupały przesilenia wiosenno-letniego.
Komentarze
Prześlij komentarz